października 18, 2017

Jak to jest być kluchą.

Cześć. Dawno nic nie pisałam ale.. życie. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć trochę o sobie i swojej wadze. O tym jak to jest byc grubasem.

Zawsze byłam większa niz rówieśnicy. Nie byłam grubym dzieckiem a raczej pulchnym. Większym niż rówieśnicy ale tez bez przesady. Nigdy nie bylam szczupła. Raz tylko schudłam do wagi 60 kg i założyłam bluzkę w rozmiarze S. Raz. To był mój "najszczuplejszy" moment w życiu. Nie trwało to długo bo jojo szybko mnie dopadło. I tak ważyłam sobie 70, 80, 90 kg.. oczywiście kilka razy do roku próbowałam schudnąć. Zamieniałam ryz na brazowy, piłam świeżo wyciskane soki i nic. Waga stała albo tyłam. Ja się wtedy poddawałam a za 3 miesiące próbowałam od nowa. Niestety, szybko się poddaję. Tak to trwało i trwa dalej. Na moje problemy z wagą zostałam wysłana do endokrynologa. Diagnoza - niedoczynność tarczycy. Opinie z Internetu - ciężko schudnąć. Podjęłam temat, brałam leki, odzywialam się lepiej - nic. Endokrynolog tylko zwiększała dawki letroxu bo TSH było co raz wyższe. Tekst że przy niedoczynności ciężko zrzucić kilogramy bardzo często wypowiadałam. Bo ciężej, bo sie nie da. U następnego endokrynologa było już inaczej. Porozmawiała ze mną, popytała.. skierowanie: krzywa cukrowa i insulinowa z podejrzeniem insulinoopornosci. Diagnoza szybko się potwierdziła. Wygooglowalam to pojęcie. Zaczęłam czytać - ciężko schudnąć, straszne ograniczenia, stan przedcukrzycowy. Masakra. Olałam temat bo przejście na dietę to było dla mnie zbyt dużo. A olewanie lekarzy to coś na czym się dobrze znam. Kolejne pół roku, waga coraz wyższa. Tragiczne samopoczucie, brak sił, otyłość, zmęczenie i żylaki do tego. W końcu stwierdziłam że pójdę do lekarza. Wyniki gorsze niż poprzednio, diagnoza ta sama. Dostałam leki, przeszłam na dietę i poszłam na.. siłownie. Tak, naczelny leniuch tego kraju na siłowni. Efekty zaczęły się powoli pojawiać.. tu kilogram mniej, tam dwa. Lekarz zwiększył mi dawkę leków i nagle bum - 15 kilogramów mniej. Waga 97 kg. Szok. Gratulacje z każdej strony. Diabetolog pod wrażeniem. Gratuluje i każe się tak dalej starać. Tak ciężka walka wymagała nagrody - wkoncu należy mi się. W nagrodę kupiłam sobie czekoladę a co. Nie jedną, nie dwie. Ile czekolad zjadłam przez 5 miesięcy? Wystarczająco dużo. Wystarczająco dużo żeby przytyć 20 kilogramów. Żeby rzucić lekami w kąt, żeby nie pójść na wizytę do diabetologa bo wstyd się przyznać do porażki. A teraz jest rozczarowanie, smutek i żal do samej siebie. Ze sobie odpuściłam. Kolejny raz. Teraz nie mogę mówić ze nie mogę schudnąć. Mogę tylko samo się nie zrobi.

A jak to jest byc grubą osobą? Strasznie. Wstyd, zażenowanie, lenistwo.

Nie pozostaje mi nic innego jak zacząć od nowa i przestać myśleć o tym że juz te kilogramy zrzucilam.. spalić te czekolady. Zaczynam od nowa. Tym razem musi się udać.

3 komentarze:

  1. Kochana życzę duzo sily i motywacji ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dasz radę. ♥ Musisz nie spuszczać celu z oczu - też mam niestety słomiany zapał. Pomaga mi opisywanie każdego dnia. Krótkie. Czy zrobiłam coś produktywnego, czy nie. I wstyd pisać nawet przed samą sobą, że nie zrobiłam nic w ciągu... wychodzi np miesiąca. "Od jutra, jutro jest wolne od błędów". Ale każde "jutro" stanie się "wczoraj". Miesiące mijają, waga stoi. I czarno na białym na się napisane dlaczego. Mi pomaga, może Tobie tez się przyda ♥

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!

Copyright © 2016 Be strong girl , Blogger